Ups! Baby!
Miecz Damoklesa (Pelman) [NZ, +13]
 
og. Sueno del Lunar - poczÄ…tkujÄ…cy
Destiny I Filly| klacz| oo
wał. Bounty K
kl. Lithium 'Kiss C
Dla zaawansowanych i poczatkujacych.
4x13 "Damien Darko"
2x04 The Ex Files
kl. Nominacja
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl

  • Ups! Baby!

    No dobrze... Postanowi³am, ¿e warto umie¶ciæ tutaj moje opowiadanie *skromny*. Nie jestem w tym ¶wietna, wiem to, ale có¿... spróbowaæ nie zaszkodzi Opowiadanie jest ju¿ umieszczone w linku w moim podpisie, ale wrzucê je i tutaj. Dobrze... zapraszam do krytyki. I nie bijcie! *zas³ania siê rêkoma*

    12 pa¼dziernika. Czyli jeden dzieñ przed moimi urodzinami. Jak to w USA bywa, mia³am je urz±dziæ w pracy. Mieli¶my wielk± salê, która na co dzieñ by³a bufetem. Na szczê¶cie ja, Allison Cameron, nie jad³am z niej. Nigdy nie mia³am przekonania do jedzenia ze szpitala. Szczególnie, gdy oko³o 5 lat temu, zmar³ mój m±¿. Na raka. Lekarze wykryli go zbyt pó¼no. Nawet nie zd±¿y³am siê z nim po¿egnaæ. Do dzisiaj jestem sama. Mam prawie 29 lat i wcale nie ¶pieszy mi siê do zwi±zków.
    W³a¶nie ubiera³am siê do pracy. Jak na co dzieñ. Ubra³am jeansowe rurki, czarn± tunikê oraz czarne szpilki. ¯adna nowo¶æ. Zawsze siê tak ubiera³am. Najwiêksz± zmian± w mojej szafie dokona³am po ¶mierci mê¿a. Wiêkszo¶æ rzeczy, które od niego dosta³am, odda³am dla potrzebuj±cych.
    Wreszcie wysz³am z domu. Szpital, w którym pracowa³am, by³ na drugim koñcu miasta. Codziennie musia³am tam je¼dziæ i spêdzaæ bite minimum 10 godzin, ¿eby zap³aciæ za jedzenie.
    Gdy ju¿ zamknê³am wszystkie drzwi do mojego mieszkania, które mie¶ci³o na dole niedu¿ej górki na osiedlu. Posz³am do gara¿u, aby z niego pojechaæ do pracy. Dosz³am do budki, a nastêpnie otworzy³am go na ca³± szeroko¶æ. Potem wsiad³am do mojego Citroena – Xara Picasso i wyjecha³am z gara¿u, zamykaj±c go za sob±.
    Dojecha³am do szpitala. Przy wej¶ciu spotka³am Wilsona.
    - Wszystkiego najlepszego! – wykrzykn±³ i rzuci³ mi siê na szyjê zamiast grzecznie siê przywitaæ.
    - Ech… Wilson, wiem, ¿e uwielbiasz urodziny, ale muszê ciê rozczarowaæ. Mam je dopiero jutro – odpowiedzia³am z lekkim i pociesznym u¶miechem.
    - Och… wiêc .. wybacz i pomy¶l sobie, ¿e tego momentu nie by³o. I… mo¿e… ty siê cofnij i wysi±d¼ z samochodu – zacz±³ tworzyæ swoj± nietypow± fantazjê.
    - Wilson… Czy ty aby na pewno dobrze siê czujesz? Niczego nie bra³e¶? – zaczê³am wypytywaæ siê o szczegó³y i czuj±c dziwny odór. – Wilson ty masz kaca! –zauwa¿y³am.
    - No wypi³o siê ciutkê! Ale proszê, nie mów Cuddy. Ona jest taka straszna! – zacz±³ panikowaæ i udawaæ cz³owieka, który chcia³by mnie przestraszyæ.
    - No dobra. Ale to ostatni raz. Nie chcê zostaæ zawieszona tak jak ostatnim razem – przypomnia³am sobie jak Cuddy zawiesi³a mnie na okres trzech miesiêcy za nie poinformowanie jej o kacu Wilsona.
    - Dziêkujê, Cameron! Spad³a¶ mi z nieba, wiesz?! A tak na marginesie to na wasz oddzia³ doszed³ nowy ch³opak. Dzisiaj zaczyna! Mam nadziejê, ¿e go przyjmiesz, bo jest bardzo seksowny! Wiesz… Gdybym nie by³ normalnym mê¿czyzn±, to wydaje mi siê, ¿e lecia³bym na niego.
    - Tak, tak, tak. Panu ju¿ dziêkujemy. Zosta³am poinformowana lepiej, ni¿ przeczytanie porannej gazety. A teraz zapraszam pana do swojego gabinetu – powiedzia³am zamierzaj±c skoñczyæ nasz± „inteligentn±” rozmowê i pój¶æ siê przebraæ w mój brzydki, aczkolwiek ulubiony fartuszek medyczny.
    Zaprowadzi³am Wilsona do korytarza, którym nigdy nie przechodzê, bo nie prowadzi do gabinetu doktora Housa. Tak, tak. W³a¶nie u niego pracowa³am. Szczerze? To w³a¶nie u niego nauczy³am siê wiêcej rzeczy ni¿ na tych g³upich studiach. Tak wiêc musia³am siê wróciæ. Bêd±c na parterze napisa³am w naszym zeszycie, ¿e jestem obecna w pracy. Nabazgroli³am swój podpis, a obok napisa³am datê i godzinê.
    Nagle wszystkie oczy skierowa³y siê na drzwi wej¶ciowe. Czy¿by House znów wzi±³ metadon na ukojenie bólu? ¯eby potwierdziæ swoje my¶li, zerknê³am Na wyj¶cie. Jednak to co zobaczy³am, nie¼le mnie przerazi³o. W drzwiach sta³ House wraz z Cuddy! B±d¼ co b±d¼, ale ich razem siê nie spodziewa³am. Chc±c nie my¶leæ o kolejnym ¶lubie, zawróci³am g³owê w drug± stronê i podbieg³am do szatni, gdzie mia³am zostawiæ wszystkie niepotrzebne rzeczy w pracy.
    Wchodz±c do szatni, zauwa¿y³am wiele starych twarzy. S±dz±c po ich minach, dzieñ mia³ zapowiadaæ siê jak ka¿dy. Kolejna operacja, kolejny dziwny przypadek oraz wiele b³êdów, które Bóg nam bêdzie wybacza³. Sz³am przez ca³± d³ugo¶æ korytarza, ¿eby wreszcie dostaæ siê do szafek z naszego oddzia³u. W³a¶ciwie szafkê mia³am tam tylko ja. By³am jedyn± kobiet± na oddziale. Owszem, by³ jeszcze Foreman, ale co¶ ostatnio przeb±kiwa³ o zwolnieniu siê. Tak czy siak. Co by to da³o? Mo¿e by³oby troszkê wiêcej pracy. Ale ja kocha³am medycynê. Od dziecka chcia³am pój¶æ w ¶lady mamy. Chcia³am ratowaæ ¿ycie ludziom. Chcia³am, aby nikt wiêcej nie umar³ tak jak mój m±¿.
    Szybko zdjê³am swoj± kurtkê i ubra³am fartuch. Czuj±c jego dotyk od razu poczu³am siê jak w domu. Szczerze… w szpitalu spêdzi³am po³owê swojego ¿ycia.
    Upewniaj±c siê, ¿e wziê³am wszystkie potrzebne rzeczy na oddzia³, zamknê³am swoj± szafkê i wysz³am z szatni, wszystkim mówi±c „Cze¶æ”. Nastêpnie ruszy³am w stronê windy. Niestety musia³am i¶æ po schodach na czwarte piêtro. Winda by³a nieczynna. No có¿… mia³am tylko nadziejê, ¿e szybko naprawi±. Nie mia³am zamiaru ratowaæ ¿ycie ludziom nios±c ich po schodach. Tak wiêc zosta³o mi wej¶cie po schodach. Zaczê³am wchodziæ, sprawdzaj±c godzinê. By³a ju¿ 6:58. O 7:00 zaczyna³am pracê. Pociesza³am siê w my¶lach, ¿e muszê przej¶æ jeszcze kawa³eczek. Tak na serio to by³a po³ówka szpitala. Ale có¿… wszyscy k³ami±, jak powiada House. Przy gabinecie by³am o 7:01. Co za nieszczê¶cie.
    Wesz³am do gabinetu. Oczywi¶cie zasta³am tam Foremana, Housa i… i ch³opaka, którego nigdy nie widzia³am. Pomy¶la³am, ¿e to z pewno¶ci± ten nowy.
    - Witam, panowie. Bardzo przepraszam za spó¼nienie. Winda jest zepsuta, a … no dobra, nie wa¿ne – powiedzia³am i ukradkiem zobaczy³am, ¿e nowy spojrza³ na zegarek, po czym lekko siê u¶miechn±³. – Och… my siê chyba nie znamy. Jestem Allison Cameron, ale mów na mnie Cameron. Jak wszyscy – poda³am rêkê maj±c nadziejê, ¿e ten tylko j± u¶ci¶nie, jednak on zachowa³ siê jak prawdziwy d¿entelmen. Delikatnie poca³owa³ moj± d³oñ.
    Wszystko tylko nie to, wszystko tylko nie to! Powtarza³am sobie w my¶lach. Nie, ¿e nie lubi³am tego, czy co¶, ale zawsze robi³am siê czerwona.
    - Jestem Robert Chase. Ale tutaj chyba wszyscy mówi± sobie po nazwisku, wiêc mów mi Chase – przedstawi³ siê, robi±c lekki aczkolwiek s³odki u¶miech.
    Wróæ! Czy ja powiedzia³am s³odki?! Okej, spokojnie. To tylko omamy. Zrobi³am lekki u¶miech na za³agodzenie sprawy, a potem zostawi³am torebkê na swoim krze¶le. ¯eby ukryæ swoje buraczkowe policzki, postanowi³am zrobiæ sobie mocn± kawê. Mo¿e ona jako¶ mnie zmusi do normalnego funkcjonowania.
    - Macie jakie¶ sugestie? – zapyta³ House.
    Oczywi¶cie, ¿e House nie wyt³umaczy mi jaki jest przypadek. Ostatnio nawet rozmy¶lali¶my co to mog³a byæ za choroba. I co? Przeziêbienie! W tym czasie zrobi³am sobie kawê i usiad³am na swoim krze¶le. Na moje nieszczê¶cie Chase siedzia³ naprzeciwko mnie.
    - Mo¿e… toczeñ? – zaproponowa³am.
    We wszystkich przypadkach podejrzewali¶my toczeñ. Jednak o dziwo nigdy nie by³o prawdziwego tocznia.
    - Cameron… Skoñczmy z tym. To nigdy nie jest toczeñ. Musisz siê pogodziæ z rozczarowaniem – powiedzia³ Foreman, po czym znów przeniós³ wzrok na tablicê.
    - Ja… s³uchajcie. Jutro mam urodziny i chcia³abym, ¿eby te urodziny by³y wspania³e. Nie oczekujê, ¿eby… by³y jakie¶ fajerwerki, czy co¶ takiego. Po prostu…
    - Cameron, z góry powiedz o co ci chodzi – wtr±ci³ siê House, co by³o u niego dziwne.
    - Chcia³abym siê wcze¶niej z pracy zerwaæ, ¿eby udekorowaæ bufet – poprosi³am i zrobi³am s³odkie oczy.
    - I tak nam nie pomo¿esz, wiêc zmykaj. I we¼ ze sob± Kangura – powiedzia³ House.
    - Kangura? – zdziwi³am siê.
    - Tak, Kangura, czyli Chase’a – wyt³umaczy³ Foreman.
    - Wybaczcie, ale… Chase jest pierwszy dzieñ w pracy. Nie bêdê go zabiera³a od jego obowi±zków. Dekorowanie sali na urodziny to nie jego problem tylko mój.
    - Ja chêtnie pomogê – zaoferowa³ siê Kangur.
    - Nie, ja… och… okej, niech bêdzie. Ale jak Cuddy siê o tym dowie, do wszystko zwalê na ciebie, drogi doktorze Housie.
    - Nie ma sprawy. Mi³ej zabawy – odpowiedzia³ z lekkim, aczkolwiek cwanym u¶mieszkiem.
    Dopi³am do koñca kawê, po czym wziê³am torebkê i ruszy³am w stronê wyj¶cia. Z sob± us³ysza³am kroki Chase’a.
    - Zrobi³em co¶ nie tak, ¿e ca³y czas mnie ignorujesz? – zapyta³ siê zaciekawiony, a za razem ... nie, by³ tylko i wy³±cznie ciekawy.
    - Ja ciê nie ignoruje. Ju¿ taka jestem – odpowiedzia³am zwalniaj±c krok, ¿eby Kangur móg³ w spokoju do mnie do³±czyæ.
    - Foreman i House mówili, ¿e jeste¶ zupe³nie inna. Ponoæ litujesz siê nad wszystkimi i robisz wszystko, ¿eby ka¿dy by³ szczê¶liwy. Wiêc... co ciê dzisiaj napad³o?
    - Ja .. po prostu... – stara³am siê znale¼æ jak najbardziej inteligentn± odpowied¼ – To... po prostu tylko zespó³ napiêcia przedmiesi±czkowego.
    Chase stan±³ wryty jak s³up. Co w tym dziwnego? W³a¶ciwie... nie, to nie jest dziwne. Maj±c nadziejê, ¿e Chase wie, gdzie jest bufet ruszy³am ku niemu.
    - Gdzie jest bufet? – zapyta³ w koñcu, dostosowuj±c siê do mojego tempa.
    - Wiedzia³am. W³a¶nie do niego idziemy. Postaraj siê zapamiêtaæ drogê. I wiesz... zawsze kieruj siê w stronê windy. W niej jest plan szpitala, a je¶li go zerw±, to zawsze jest w niej jaki¶ lekarz lub pielêgniarka.
    - Okej – odpowiedzia³, po czym stan±³ tak samo jak ja, ¿eby czekaæ na windê.
    Winda jak zwykle siê opó¼nia³a. Stoj±c i czekaj±c na ni±, stara³am siê jak najszybciej przyzwyczaiæ siê do obecno¶ci Chase’a.
    - Cameron, szybko! – us³ysza³am, my¶l±c o wszystkim prócz o Chase’ie.
    Pobieg³am najszybciej jak mog³am na blok operacyjny.
    - Reanimacja! – krzykn±³ Foreman i zacz±³ robiæ uci¶niêcia naszemu pacjentowi.
    Podesz³am o szafki, bior±c lek na uspokojenie. Pacjent wierci³ siê coraz bardziej, a czasu by³o coraz mniej. Podchodz±c do strzykawki, zobaczy³am Chase’a. Ch³opak sta³ bez ruchu przygl±daj±c siê naszej reanimacji. W jego oczach widzia³am ból. Ból i za¿enowanie. Czy¿by posz³o co¶ nie tak? Szybko sprawdzi³am czy pacjent ma puls. Niestety. Nie mia³. Godzina zgonu 7:13. Znów ta trzynastka. Zdejmuj±c maskê tlenow± z ust pacjenta, zauwa¿y³am, ¿e z ust wycieka bia³a wydzielina. Co¶ jakby… Leki.
    - Samobójstwo – powiedzia³am bez spojrzenia na moich kolegów.
    - Sk±d wiesz? – zapyta³ siê zdziwiony Chase.
    - Bia³a wydzielina z ust… na pewno nie ¶lina. Pacjent nie mia³ te¿ w¶cieklizny. Prawdopodobnie wzi±³ bardzo silne leki – stwierdzi³am patrz±c na zw³oki.
    Chase i Forman ze zdziwieniem spojrzeli siê na mnie. Co w tym takiego dziwnego? Nie trudno zauwa¿yæ co¶ bia³ego. No... chyba, ze kto¶ ma rozpuszczaj±ce siê zêby. Zdejmuj±c rêkawiczki i wyrzucaj±c je do ¶mietnika, musia³am przej¶æ obok Chase’a. Ten jak niemowlak zacz±³ siê przygl±daæ moim wszystkim ruchom. Szybko dopisa³am jeszcze w historii choroby datê, godzinê i powód zgonu, zamykaj±c j± na zawsze.
    – Niby facet, który siê otru³, i który by³ nam kompletnie nieznany, a i tak robi siê smutno – podsumowa³ Chase, tak jakby czyta³ mi w my¶lach.
    – W³a¶nie – doda³am i wolnym krokiem oddali³am siê od trupa. Trupa? Mi³o powiedziane.
    – Bêdziemy ozdabiaæ bufet? Czy ju¿ nie?- zapyta³ Chase.
    – Mam odwo³ywaæ imprezê z powodu ¶mierci? Gdyby tak by³o, ca³y ¶wiat by³by w ¿a³obie. A teraz chod¼ – pogoni³am Chase’a wpuszczaj±c go przed siebie.
    Ponownie id±c do windy, zauwa¿y³am, ¿e winda jeszcze nie dotar³a. Opieraj±c siê o ¶cianê zauwa¿y³am, ¿e Chase rozmawia z House’m. Czy¿by ju¿ go zwolni³? Niemo¿liwe. W koñcu... niby co nie tak posz³o? Wszystko by³o dobrze, chyba, ¿e… Nie no, to niemo¿liwe. House nie zwolni³by Chase’a przez to, ze nie pomóg³ w reanimacji. W koñcu nikt nie prosi³ go o pomoc. Nadal czekaj±c na windê, zobaczy³am, ¿e Chase wraca z lekkim u¶miechem na twarzy. Przy okazji przyjrza³am siê bardziej ca³ej sylwetce. Zgrabny, który ma charakterystyczny sposób chodzenia. Blond w³osy, które przy lekkim wietrze rozwiewaj± siê jak w reklamie szamponu. Niebieskie, a w³a¶ciwie piêknie b³êkitne oczy. Charakterystyczne rysy twarzy, które ¶wiadczy³y o jego Australijskim pochodzeniu.
    - Co¶ nie tak? – zapyta³, chocia¿ nie przewidzia³am tego z powodu mojej „obserwacji”.
    - Uch… wszystko w porz±dku – sk³ama³am i doda³am lekki u¶miech.
    - To czemu stoisz, jak winda ju¿ jest? – zapyta³ zdziwiony.
    - Ja… Czeka³am na ciebie, bo pomy¶la³am, ¿e mo¿esz siê zgubiæ.
    - Wiem, ¿e muszê kierowaæ siê do windy. A teraz ju¿ mo¿emy wej¶æ.
    Bez odpowiedzi ruszy³am w stronê windy, wciskaj±c zero. W windzie jak zwykle lecia³a jaka¶ muzyka. Opera… Jak ja tego nienawidzê! Jedyna rzecz, która mnie strasznie wkurza w tym budynku.
    Parter.
    - Wiêc... Na wprost masz recepcjê. Tutaj codziennie przed prac± musisz przyj¶æ, podpisaæ siê i o¶wiadczyæ, ¿e pracujesz. Po lewej masz ostry dy¿ur. Na wprost masz wej¶cie i wyj¶cie do szpitala, a po prawej masz bufet. Za wind± jest druga czê¶æ szpitala. Czyli stomatolog, przychodnia i porodówka. I... Hm... to chyba wszystkie wa¿ne rzeczy – wyt³umaczy³am.
    - Wa¿ne rzeczy? Czyli uwa¿asz, ¿e porodówka mo¿e mi siê nied³ugo przydaæ? – zapyta³ z rozbawieniem.
    - Nie! To znaczy… Chyba nie. Mo¿e twoja dziewczyna czy tam narzeczona mo¿e byæ w ci±¿y... Po prostu chcia³am, ¿eby¶ to wiedzia³.
    - Zacznijmy od tego, ¿e moja dziewczyna nie jest w ci±¿y. I skoñczmy na tym, ¿e wcale nie mam dziewczyny – o¶wiadczy³ z lekkim u¶miechem.
    - No có¿... w naszej rozmowie zgubi³am w±tek ... mo¿e po prostu od razu ruszymy do bufetu? – zaproponowa³am, by unikn±æ tematy „ma³¿eñstwo” i tym podobne.
    Chase bez s³owa ruszy³ za mn±, przygl±daj±c siê Wilsonowi.
    - To jest Wilson. Dzisiaj jest na kacu, wiêc jest strasznie zwariowany. Jednak postaraj siê nie mówiæ o tym Cuddy. Chyba, ze chcesz byæ zawieszony.
    Kangur pokiwa³ g³ow± na znak zgody. Ruszy³am do bufetu. By³a pustka, a na szybie powieszono kartkê z napisem „Bufet wynajêty w dniu 12, 13 i 14 pa¼dziernika. Za utrudnienia przepraszamy”.
    - To twoja robota? – zapyta³ siê zdziwiony i z lekkim u¶miechem.
    - Do us³ug – ¿artobliwie uk³oni³am siê.
    - Ju¿ widzê kto tu ma tajne wtyki ... wiêc od czego zaczynamy?
    - My¶la³am, ¿e najpierw mo¿emy rozrysowaæ plan. Bêdzie nawet prosto poniewa¿ bufet jest w kszta³cie prostok±ta. Na szczê¶cie du¿ego prostok±ta. Je¶li na prawo na co dzieñ rozdajê jedzenie, wiêc tam te¿ musi byæ barman. Na stole powinny byæ ró¿ne ³akocie, a na jednym z wiêkszych sto³ów powinien byæ tort ... du¿o tort. Dla wszystkich musi starczyæ. A bêdzie tutaj ca³y szpital. My¶lê, ¿e sto³y poustawiamy przy dwóch najd³u¿szych ¶cianach. Akurat naprzeciwko wej¶cia bêdzie barman. Na ¶rodku bufetu zrobimy miejsce do tañca, a DJ’a umie¶cimy miêdzy sto³ami. Czy o czym¶ zapomnia³am?
    - Jakie¶... dekoracje? Balony... serpentyny... – zaproponowa³ Chase.
    - Spad³e¶ mi z nieba. To ma byæ dyskoteka wiêc... hm... warto by³oby powiesiæ serpentyny, troszkê balonów i jeszcze na ¶rodku...
    - Nie radzê dawaæ balonów na ¶rodek. Ju¿ nie raz widzia³em karambola przez balona – powiedzia³ z rozbawieniem.
    - No dobrze... jeste¶my w szpitalu, wiêc jak kto¶ siê uszkodzi to bêdzie mia³ wy¶mienit± pomoc...
    Po ca³kowitym wymy¶leniu planu, stanê³o na tym, ¿e DJ bêdzie obok barmana, sto³y bêd± ustawione po bokach, a tort bêdzie na koniec imprezy. Tak wiêc miejsce dla tortu ju¿ z g³owy.
    - Teraz balony... straszne! – zaczê³am siê wyg³upiaæ, poniewa¿ bardzo mi³o spêdzi³am te kilka minut z bardzo wybujan± wyobra¼ni± Chase’a.
    - Pestka! Patrz lepiej jak to robi mistrz! –powiedzia³ Chase, po czym dwoma wydechami nadmucha³ ca³ego balona.
    - Ty hardkor jeste¶! Ja to dziesiêciu potrzebujê – za¶mia³am siê, a nastêpnie zaczê³am znêcaæ siê nad moim zielonym balonikiem.
    Po nadmuchaniu ca³ych dwóch paczek balonów (150 balonów) oboje padali¶my z nóg. Oboje byli¶my sini i strasznie krêci³o nam siê w g³owie.
    Nadszed³ czas na serpentyny. Niestety by³y w torebce. A torebka gdzie? Przy wej¶ciu! A my byli¶my przy miejscu dla barmana.
    - Okej... dzieli mnie strasznie d³ugo droga do torebki. Przy okazji idê siê napiæ. Idziesz ze mn±? – zaproponowa³am.
    - Wydmucha³em ca³e powietrze. Przyda³oby siê troszkê zwil¿yæ gard³o.
    Wstali¶my. Przez kilka kroków czu³am siê pewnie, lecz potem zobaczy³am pe³no mroczków i ciemno¶æ. Wiem, ¿e straci³am przytomno¶æ, jednak nie spad³am na siebie. Co do jasnej cholery siê sta³o?!

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • niuniapeja.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Ups! Baby! Design by SZABLONY.maniak.pl.